Partnerzy serwisu:
Nadleśniczy z Lubina oraz szef tamtejszej Straży Leśnej zostali zatrzymani pod zarzutem ustawienia przetargu na dostawę samochodu terenowego dla nadleśnictwa. Sprawa może rykoszetem uderzyć w dolnośląską PO, bo obaj są jej działaczami.

Leśników lubińska policja zatrzymała w środę rano na polecenie Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Nadleśniczy Damian M. i szef Straży Leśnej Marcin P. zostali na wniosek prowadzących śledztwo zawieszeni w czynnościach służbowych.

Jak tłumaczy prokurator Arkadiusz Kulik, postawione im zarzuty dotyczącą przekroczenia uprawnień podczas organizacji przez nadleśnictwo przetargu na dostawę samochodu terenowego marki Toyota Hilux wartego około 170 tys. zł. Według prokuratury Damian M. i Marcin P. napisali specyfikację przetargową pod konkretnego oferenta, eliminując tym samym konkurencję.

Prokurator Kulik przekazał nam, że obaj mężczyźni przyznali się do winy, po wpłaceniu 20 tys. zł poręczenia zostali wypuszczeni na wolność. - Ale śledztwo w tej sprawie nie jest jeszcze zakończone - zastrzega prokurator.

Informacja o zatrzymaniu lubińskiego nadleśniczego i szefa Straży Leśnej szybko rozeszła się w szeregach dolnośląskiej Platformy Obywatelskiej, bo obaj są jej działaczami. Należą do koła leśników PO.

- Sprawa może uderzyć w wizerunek partii na Dolnym Śląsku. To nie jest rzecz tego kalibru co kupowanie głosów wyborczych w Wałbrzychu czy afera hazardowa. Ale tak czy inaczej dotyczy naszych ludzi. Po raz kolejny stawia nas w złym świetle - mówi jeden z posłów Platformy.

Koło leśników powstało w strukturach partyjnych we Wrocławiu, choć zdecydowana większość jego członków rekrutuje się spoza miasta. Początkowo należało do niego kilka osób, ale szybko spęczniało do prawie setki i dziś jej jednym z największych we Wrocławiu. Jednocześnie platformiani leśnicy mają posady we władzach większości nadleśnictw podległych Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.

Wniosek o rejestrację koła leśników złożył Jarosław Charłampowicz, sekretarz regionalnej PO, bliski współpracownik przewodniczącego partii na Dolnym Śląsku Grzegorza Schetyny.

Funkcjonowanie leśników w strukturach wrocławskiej Platformy od początku nie podobało się miejskim władzom partii. Z dwóch powodów. Po pierwsze, sądzą oni, że powstanie koła to próba wzmocnienia grupy bliskiej Schetynie we Wrocławiu. Po drugie, uważali je oni za sztuczny twór. ("Bo niby co leśnicy mają wspólnego z miastem?").

Na ten drugi argument powołuje się eurodeputowany Jacek Protasiewicz, szef PO we Wrocławiu: - Dziś widać, że rejestracja tego koła we Wrocławiu była błędem. My nie wiemy nawet, czym się oni zajmują i kim są. Teraz mamy kłopot, bo jako wrocławska Platforma ponosimy polityczną odpowiedzialność za to, co stało się za sprawą dwóch działaczy z Lubina.

Nieoficjalnie wiemy, że część kierownictwa PO z Wrocławia będzie próbowała doprowadzić do rozwiązania koła leśników ze struktur miejskiej Platformy.

Niewykluczone, że sprawą dalszego jego funkcjonowania już dziś zajmie się zarząd regionu partii.

Wiceprzewodniczący dolnośląskiej Platformy Piotr Borys z Lubina zapowiada natomiast złożenie wniosku o wykluczenie Damiana M. i Marcina P. z szeregów ugrupowania. - Dla osób, które łamią prawo, w PO nie ma miejsca. Nawet jeśli są to jedynie szeregowi członkowie - mówi Borys.