Przetarg na terenówki też był ustawiony

W zachodniopomorskim Urzędzie Marszałkowskim nie tylko warunki przetargu na auta osobowe zostały tak przygotowane, że mogła je spełnić tylko jedna marka. Przetarg na samochody terenowe także był ustawiony

W kwietniu tego roku marszałek województwa Władysław Husejko ogłosił przetarg na zakup pięciu samochodów: dwóch osobowych, jednego kombi i dwóch terenowych. W maju było otwarcie ofert, w czerwcu rozstrzygnięcie.

W sierpniu "Gazeta" napisała, że specyfikacja na przetarg samochodów osobowych była zrobiona pod fordy mondeo. Nasze ustalenia potwierdził Urząd Zamówień Publicznych. Raport UZP stwierdza, że przetarg mógł wygrać tylko dostawca modelu - ford mondeo 2,5 l. I właśnie takie auta zostały kupione. Do przetargu stanęła tylko jedna firma - Bemo Motors.

Do koloru bez wyboru

"Gazeta" sprawdziła specyfikację zamówienia na auta terenowe. Jeden wóz miał mieć silnik benzynowy o pojemności nie większej niż 1400 ccm, maksymalnej mocy powyżej 80 KM, "stały napęd na cztery koła dołączany na przód", cztery miejsca, system ABS z EBD, minimum dwie poduszki bezpieczeństwa, elektroniczny immobiliser, instalację alarmową i na dodatek karoseria musiała być w kolorze grafitowym - metalik.

Drugie auto musiało spełniać jeszcze więcej wymogów: m.in. silnik wysokoprężny, ale o pojemności nie większej niż 1900 ccm, stały napęd na koła z możliwością zablokowania mechanizmu różnicowego i reduktorem, moc maksymalna powyżej 120 KM, pięciodrzwiowe nadwozie, prześwit podłoża minimum 200 mm, minimum sześć poduszek powietrznych, system ABS z elektronicznym układem podziału sił hamowania, elektroniczny układ stabilizacji toru jazdy z układem kontroli trakcji oraz z układem awaryjnego hamowania. Zaznaczono także, że w grę wchodzi tylko auto w kolorze czarnym - metalik.

Taką specyfikację podpisał marszałek Władysław Husejko.

Jakie samochody mogłyby spełniać te parametry? O ocenę poprosiliśmy specjalistów z Krajowego Stowarzyszenia Rzeczoznawców Samochodowych. Stowarzyszenie zrzesza biegłych z listy ministerialnej. Otrzymaliśmy odpowiedź, że kryteria opisane w pierwszym przykładzie mogłyby spełniać tylko: suzuki jimny i vw tiguan. Natomiast warunkom podanym w drugim przykładzie sprosta tylko suzuki grand vitara.

- Postawione kryteria, czyli pojemność skokowa do 1,9 l i zapłon samoczynny w znacznym stopniu zawęża wybór samochodów - poinformował "Gazetę" Włodzimierz Sel, honorowy prezes Stowarzyszenia. - Większy wybór aut terenowych zaczyna się od pojemności 2 l .

W Szczecinie autoryzowanym dilerem suzuki jest spółka Auto Club, która należy do grupy Bemo Motors. I tylko ten diler stanął do przetargu. Zaproponował, że sprzeda właśnie suzuki jimny i grand vitarę - cena za obie sztuki - 165 tys. zł.

Marszałek nie przypuszczał

Na podejrzanie szczegółową specyfikację warunków przetargu na auta terenowe zwrócił uwagę jeszcze w maju jeden z członków komisji przetargowej. 6 maja zaraz po otwarciu ofert na osobówki i terenówki złożył wotum separatum, wyłączył się z procedury. Zaznaczył, że przetarg na samochody terenowe "został sporządzony pod konkretnego producenta"- suzuki. Do tej notatki "Gazeta" chciała dotrzeć w ubiegłym tygodniu - ale zniknęła z dokumentacji przetargowej. O pomoc w odnalezieniu poprosiliśmy Andrzeja Kijaka, dyrektora wydziału administracyjnego, bo to on odpowiadał za przygotowanie tego przetargu, był przewodniczącym komisji. Odmówił.

- Będę odpowiadał tylko na pytania prokuratora - powiedział nam dyrektor Kijak.

Notatka odnalazła się we wtorek, gdy interweniowaliśmy u marszałka Władysława Husejki.

Zastrzeżenia urzędnika znane były zarządowi województwa już w maju. Uwagi były omawiane na posiedzeniu zarządu. Wtedy nie wiadomo jeszcze było, że nieprawidłowa jest także specyfikacja na fordy mondeo.

- Żałuję, że ten urzędnik nie zauważył także tych nieprawidłowości - mówi dziś marszałek województwa Władysław Husejko.

Marszałek przyznał, że nie przyszło mu do głowy, by wyjaśnić, kto mógł ustawić przetarg na suzuki.

- Nie przypuszczałem, że takie rzeczy mogą się dziać w urzędzie - tłumaczy Husejko. - A później przetarg na auta terenowe został unieważniony.

Decyzja o unieważnieniu zapadła 6 czerwca, ale bynajmniej nie z powodu wotum separatum. Zaszła zupełnie inna, bardzo dziwna okoliczność. Dyrektor Kijak 26 maja napisał do spółki Auto Club pismo, że komisja potrzebuje więcej czasu, by rzetelnie ocenić oferty (mimo że była tylko jedna). Firma nie odpowiedziała, czy się zgadza. Urząd Marszałkowski, powołując się na ustawę o zamówieniach publicznych, uznał, że Auto Club, nie odpowiadając na list, sam wykluczył się z postępowania. Przetarg unieważniono, bo nie było innej oferty.

Jak to się stało, że warunki ogłaszanego przez Urząd Marszałkowski zamówienia zostały tak zrobione, że mogła je spełnić akurat grupa Bemo Motors. To pytanie chcieliśmy zadać Piotrowi Mrugalskiemu, prezesowi firmy. Otrzymaliśmy odpowiedź, że firma ewentualnie odpowie mailem, za dwa, trzy dni.

Kijak wraca i nic

Gdy prawie trzy tygodnie temu wybuchła afera z fordami mondeo, Husejko za wszystko obwinił dyrektora Andrzeja Kijaka, który przygotowywał specyfikację na zakup aut. Marszałek powtarzał, że utracił do tego urzędnika zaufanie. Andrzej Kijak nie odpowiadał na te zarzuty, bo zachorował i był na zwolnieniu lekarskim. W ubiegłym tygodniu wrócił do pracy. Nadal jest dyrektorem wydziału administracyjnego, ale żadnego upomnienia nie dostał.

- Osoby winne zostaną jeszcze ukarane - zapowiada Husejko.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.