Partnerzy serwisu:
Na warszawskim lotnisku Okęcie jak w przypowieści o powrocie syna marnotrawnego: hiszpański projektant niedokończonego terminala firma Estudio Lamela wyrzucona z hukiem ponad rok temu po zerwaniu kontraktu teraz dokończy swe dzieło za dodatkowe 19 mln zł

Firma Estudio Lamela wygrała przetarg na przygotowanie dokumentacji, bez której nie można uruchomić w całości nowej części Okęcia - poinformowało wczoraj Przedsiębiorstwo Państwowe "Porty Lotnicze". Hiszpanie mają zaprojektować dwa pirsy, którymi pasażerowie będą przechodzić w stronę rękawów prowadzących do samolotów. Wykonawcę tej części terminala powinniśmy poznać w połowie roku.

Dziś w sąsiedztwie nowej hali odlotów działa tylko jeden pirs z 28 rękawami. Reszta inwestycji od dawna jest rozgrzebana. Szef Portów Lotniczych Michał Marzec powtarza, że wszystko będzie gotowe przed mistrzostwami Euro 2012. Wartość prac: 1,2 mld zł. W tej cenie mieści się kolejne zadanie Hiszpanów: przygotowanie koncepcji zmian w starym terminalu 1 i jego połączenia z nowym. Estudio Lamela ma na to pięć miesięcy.

- Nie jest to dobra wiadomość na początek roku - mówi zdziwiony wyborem hiszpańskiej firmy poseł Janusz Piechociński (PSL), wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury. - Bo nie jest to biuro, które w Polsce ma tylko chlubną kartę - przypomina.

Cofnijmy się do jesieni 2007 r. Gotowy od miesięcy terminal nie może się doczekać odbioru - straż pożarna domaga się poprawek. Rozbudowujące Okęcie konsorcjum Ferrovial-Budimex-Lamela żąda coraz więcej pieniędzy. W końcu ówczesny zarząd PPL zrywa z nim kontrakt. Do dziś ciągnie się o to spór przed sądem.

Tuż po wyrzuceniu Hiszpanów z Okęcia Porty Lotnicze proszą ich, by pomogli uruchomić system bagażowy. Za kilka tygodni Polska wchodzi do strefy Schengen. Grozi nam międzynarodowy skandal, jeśli nie zdążymy z terminalem 2, a tylko on jest przystosowany do odprawiania pasażerów według nowych przepisów granicznych.

- Nie łączymy tamtych wydarzeń z obecną decyzją komisji przetargowej - mówi "Gazecie" rzecznik PPL Jakub Mielniczuk. Przyznaje jednocześnie, że w 2007 r. "istniały braki w dokumentacji projektowej, a momentami nie było jej wcale". Jednak winę za to ponosi jego zdaniem całe wyrzucone z budowy konsorcjum.

- Z tego, co wiem, większych zgrzytów z projektantami, czyli firmą Lamela, wtedy nie było. Chodziło raczej o błędy wykonawców, czyli Ferrovialu i Budimeksu. Lamela cierpi teraz za grzechy kooperantów - komentuje Adrian Furgalski z zespołu doradców gospodarczych TOR. Zastrzega, że jesteśmy skazani na domysły, bo PPL do tej pory nie ujawnił opinii publicznej szczegółów tamtej afery.

A jednak znamy takie, które wskazywałyby na niedociągnięcia Lameli. Przed otwarciem nowego terminala trzeba było wymienić 20 szyb na uchylne i 100 z 3 tys. głośników, bo podczas próbnych alarmów wentylatory zagłuszały płynące z nich komunikaty. Porty Lotnicze musiały podpisać nową umowę na ich zmianę ich projektów.

Jakub Mielniczuk broni biura Lamela. Uważa, że to Ferrovial zlecał tej firmie projektowanie gorszej jakości i w ten sposób powstawały błędy. - Chcemy się odciąć od tamtej sytuacji - mówi. - Lamela to nie jest firma krzak. Trudno ją wykluczać na zawsze z przetargów. Jakiś niesmak pozostał i ktoś może to rozumieć dziwnie, jeśli pominie pewne niuanse.

Przeczytaj także: Jest zgoda na lotnisko w Modlinie