Partnerzy serwisu:
Nasi przedsiębiorcy budowlani są wściekli. Przez ostatnie trzy lata inwestowali w sprzęt, zwiększali zatrudnienie, aby przygotować firmy do boomu w budownictwie. Tymczasem... może się okazać, że najbardziej lukratywne kontrakty zgarną im sprzed nosa zachodni i dalekowschodni konkurenci

Gra toczy się o przeszło 200 mld zł (częściowo z kasy UE). Wiceminister infrastruktury Olgierd Dziekoński potwierdził w czasie środowego spotkania z przedsiębiorcami z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB), że sama budowa dróg i autostrad pochłonie w najbliższych latach ok. 121 mld zł. Kolejne dziesiątki miliardów mają pójść na budowę i modernizację linii i dworców kolejowych, lotnisk czy stadionów.

Pytanie, kto zdobędzie te lukratywne kontrakty? Kiedy przed ponad rokiem szef UEFA Michel Platini ogłosił, że organizatorem mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 r. będą Polska i Ukraina, kursy akcji największych giełdowych spółek budowlanych wystrzeliły w górę jak korki od szampana w noc sylwestrową. Inwestorzy nie mieli wątpliwości, że to właśnie te firmy najbardziej zyskają na organizacji Euro 2012. Dziś nie jest to takie pewne.

Wiceprezes PZPB i szef giełdowej spółki budowlanej Erbud Józef Zubelewicz skarżył się wczoraj w imieniu pracodawców, że na marne pójdzie ich wysiłek i olbrzymie pieniądze włożone w rozbudowę firm, jeśli nie ruszą z kopyta zapowiadane inwestycje. Co gorsza, optymizm przedsiębiorców wierzących w rychły boom w budownictwie dla wielu może się okazać zgubny.

Problem w tym, że - jak twierdzą w PZPB - obecnie firmy budowlane wykorzystują przeciętnie zaledwie ok. 80 proc. swoich mocy wykonawczych, a w branży drogowej - prawdopodobnie połowę. To oznacza, że już teraz kosztowne maszyny i urządzenia nie są w pełni wykorzystywane. Jeśli pat inwestycyjny utrzyma się, to - wskutek piętrzenia się robót - ten potencjał może się okazać niewystarczający. Żeby zdążyć z inwestycjami przez Euro 2012, konieczne stałoby się sprowadzenie firm obcych, m.in. azjatyckich. A tego szefowie polskich firm boją się jak diabeł święconej wody. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że mający duże doświadczenie w budowaniu obiektów sportowych konkurenci zepchną naszych do roli gorzej opłacanych podwykonawców.

Pracodawcom marzy się, że w Polsce będzie podobnie jak w Hiszpanii, gdzie obce firmy nie miały szans na wygraną w dużych przetargach. Dzięki temu hiszpańskie firmy budowlane wzmocniły się na tyle, że są dziś wśród głównych graczy na europejskim rynku budowlanym. Niektóre są właścicielami firm w Polsce, np. Budimex jest kontrolowany przez Ferrovial, a Mostostal Warszawa - przez Accionę. Zubelewicz zastrzegł, że mówiąc o firmach polskich, ma na myśli te, które są zarejestrowane w naszym kraju i tu płacą podatki.

Jakie są oczekiwania pracodawców wobec rządu? Przede wszystkich chcą, aby wymagania finansowe w przetargach nie eliminowały ich z walki o generalne wykonawstwo, i żeby te przetargi były rozpisywane w terminach umożliwiających pełne wykorzystanie sezonu budowlanego. Szczególnie ważne jest to w drogownictwie, gdzie sezon trwa dziewięć miesięcy. Według PZPB rząd i samorządy powinny też rozważyć przełożenie niektórych inwestycji o kilka lat.

A co z siłą roboczą? Pracodawcy przyznają, że szybko rosnące zarobki w budownictwie zachęcają młodych ludzi do nauki zawodów budowlanych, a bezrobotnych - do przekwalifikowania się. Zubelewicz liczy też na powracających z Zachodu fachowców. Problemem jest mała mobilność pracowników. Niechęć do pracy z dala od domu miałoby przełamać podniesienie diet za delegację krajową z 23 do 85 zł za każdą dobę. Zdaniem Zubelewicza w ten sposób średnia płaca netto w budownictwie wzrosłaby do ponad 4,5 tys. zł.

Czy zdążymy z inwestycjami na Euro 2012?

  • Doing business raczej nie w Polsce

    Firma
    Leszek Baj
    Zagraniczni inwestorzy wciąż mogą narzekać na utrudnienia w prowadzeniu działalności gospodarczej. Widać to po 74. miejscu, które Polska zajmuje w rankingu ?Doing Business?.