Jeszcze w latach 80. XX wieku w Beskidzkiej Trójwsi, czyli Istebnej, Koniakowie i Jaworzynce pasły się zwierzęta Rolniczej Spółdzielni Chowu Owiec. Spółdzielnia została zamknięta, owce znikły z hal. Szybko okazało się, że zanik tradycyjnego pasterstwa przyniósł opłakane skutki dla beskidzkiej przyrody. Setki hektarów górskich łąk porosły chwastami, co było zgubne dla rosnących tam chronionych roślin, takich jak storczyki.

W Beskidach reaktywowano tradycyjny wypas
Ponad dwie dekady temu grupa górali postanowiła spróbować przywrócić w Beskidzkiej Trójwsi i okolicy tradycyjny wypas owiec. Na początku ludzie patrzyli na to z przymrużeniem oka. Nikt nie wierzył, że to się może udać.
Zimę stada owiec spędzają w dolinach, a wiosną bacowie, wraz z juhasami, wyruszają na hale. Wracają stamtąd dopiero jesienią. Sezon zaczyna się od "mieszani owiec", czyli wiosennego redyku, a jesienny redyk to nic innego, jak uroczyste zakończenie sezonu pasterskiego. W czasie pierwszego istebniańskiego redyku po reaktywowaniu pasterstwa na hale wypędzono zaledwie kilkadziesiąt owiec. Pasły się przez cały sezon na jednej hali na Ochodzitej, trawy wystarczyło dla wszystkich zwierząt. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, na halach z roku na rok pojawiało się coraz więcej owiec. Teraz stada są tak duże, że przez całe lato trzeba je przepędzać z hali na halę.
Od samego początku jednym z największych problemów jest znalezienie dobrych ludzi do pracy. Zimą, gdy stado jest zamknięte w owczarni, do opieki nad nim wystarczy kilka osób. Latem to się zmienia, do pracy na hali przy jednym tylko stadzie potrzeba nawet 8-9 ludzi.
– Dobry juhas to dzisiaj naprawdę skarb – mówi nam Józef Michałek, jeden z tych górali z Beskidzkiej Trójwsi, którzy reaktywowali tutaj wypas.
Od 2010 roku zawody bacy i juhasa figurują na oficjalnej liście zawodów w Polsce. Wpisanie na listę pozwala bacom i juhasom np. na korzystanie ze świadczeń społecznych KRUS lub ZUS oraz różnych form zasiłków. Najczęściej jest to KRUS.
Nadal bardzo brakuje ludzi znających się na takiej pracy. Zakopiańska "Wyborcza" pisała niedawno, że od 2017 roku Urząd Marszałkowski, we współpracy z Małopolską Szkołą Gościnności i Związkiem Podhalan, organizuje kursy zawodowe dla baców i juhasów. Trzy lata temu program ruszył z pełną mocą. Od początku programu kurs ukończyło ponad 100 osób. Niestety, juhasów na halach nie przybyło. Młodzi górale wolą sobie poszukać pracy w mieście, np. na budowie.
Piotr Kohut, twórca Centrum Pasterskiego w Koniakowie, z powodu braku chętnych do pracy zaczął nawet zatrudniać juhasów z Ukrainy. To osoby z ukraińskiej części Karpat, gdzie także kultywuje się tradycyjny wypas owiec.

Kto może pracować na halach?
Juhas, zgodnie z opisem zawodu, zajmuje się hodowlą zwierząt gospodarczych, głównie wypasem kulturowym owiec w górach. To praca sezonowa, wykonywana w okresie od kwietnia do października. Juhas zajmuje się prowadzeniem wypasu, nadzorowaniem zwierząt, ale dba też o stan ekologiczny pastwiska.
Jak podkreślają górale, wbrew temu jak juhas przedstawiany jest często w dowcipach, taka osoba nie może nadużywać alkoholu. Choćby dlatego, że od czasu do czasu trzeba gdzieś pojechać ciągnikiem. Praca na halach jest ciężka. Codziennie trzeba wstawać skoro świt. Owce doi się rano, w południe i wieczorem. Trzeba to robić, bo inaczej stracą mleko. A roboty jest co niemiara, bo wydojenie kilkuset owiec trwa dwie godziny. Przez cały dzień robi się sery i inne wyroby z owczego mleka, jednocześnie pilnując zwierząt. Spać na halach chodzi się późno, nawet o północy. Wolne weekendy w tej pracy raczej nie istnieją.
Przydatne umiejętności, to np. znajomość topografii terenu, ale warto też znać choćby chronione rośliny występujące na halach. Potrzebna też jest sprawność fizyczna, bo do obowiązków juhasa należy np. rozstawianie zagród dla owiec. Jeśli pogoda jest ładna, to noc spędzona na hali jest całkiem przyjemna. Gorzej, gdy jest zimno i leje.
Oczywiście chcąc się sprawdzić w tej pracy, trzeba lubić zwierzęta i mieć do nich szacunek.
– Wychowałem się na wsi, więc jestem nauczony, że za zwierzęta trzeba wziąć odpowiedzialność, czy to pies, czy kura, czy też właśnie owce. Dla mnie to normalne, że trzeba wstać w niedzielę i zająć się zwierzętami, że o wolnych weekendach można zapomnieć i to jest tak naprawdę praca całodobowa – opowiadał "Wyborczej" Kohut.
Zawód juhasa można uzyskać poprzez przyuczenie do zawodu na stanowisku pracy i zdobywanie doświadczenia, już w praktyce. Trzeba się dokształcać, juhas powinien np. brać udział w szkoleniach i kursach prowadzonych przez organizacje branżowe.

Kto może zostać bacą?
W pracy na hali także możliwy jest awans. Można tam zostać bacą, czyli szefem juhasów. To baca organizuje i zarządza wypasem owiec w górach, dojeniem owiec i produkcją serów. Baca ma nie tylko własne owce, ma pod opieką także zwierzęta od innych gospodarzy. Negocjuje przed sezonem wszystkie warunki, wydzierżawia tereny pod wypas, zatrudnia juhasów. Podczas jesiennego redyku rozlicza się z gospodarzami.
Baca organizuje także sprzedaż na hali produktów wytwarzanych w czasie wypasu. Ma też pamiętać o kulturze i tradycjach regionu, pielęgnując miejscowe obrzędy i zwyczaje. Bacą, podobnie jak juhasem, można zostać poprzez przyuczenie do zawodu i zdobywanie doświadczenia w trakcie pracy. Baca też powinien się szkolić. Bacowanie wpisane jest na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kultury.
W przypadku obu zawodów po ukończeniu kursu konieczne jest zdanie egzaminu. Bacowie i juhasi, którzy go pomyślnie zdadzą, otrzymują certyfikaty potwierdzające ich umiejętności.
Ciekawostka: choć kiedyś było to nie do pomyślenia, coraz częściej pracy na halach podejmują się kobiety.
Jak mówią górale, dobry juhas czy baca na pewno nie będzie miał kłopotów ze znalezieniem pracy. To właśnie ze względu na ogromne zapotrzebowanie Małopolska Szkoła Gościnności prowadzi kursy i przygotowuje do egzaminu w zawodzie baca i juhas. Egzaminy prowadzi Śląska Izba Rzemieślnicza i Małej Przedsiębiorczości.
Gospodarz dał ogłoszenia w prasie
Jak szukać pracy jako juhas albo baca? Można po prostu podejść na halę i zapytać. Często osoby zajmujące się wypasem prowadzą także jakąś dodatkową działalność związaną z owcami, tak jak Piotr Kohut ze swoim Centrum Pasterskim. Także tam można zapytać o pracę. Ale warto śledzić także ogłoszenia. Jan Stopka z gospodarstwa Sopki Stopki w Cięcinie na Żywiecczyźnie poszukiwał baców właśnie przez ogłoszenia w prasie. Zgłosili się chętni, zatrudnił ich po rozmowach kwalifikacyjnych.
Ile można zarobić na halach? To zależy przede wszystkim od kwalifikacji, doświadczenia i zakresu obowiązków. – Juhas zarabia tyle, na ile umówi się z bacą – mówi Józef Michałek. – Jeśli oprócz wypasu owiec potrafi także wyrabiać sery, może liczyć na wyższe wynagrodzenie. Krótko mówiąc, od najniższej krajowej nawet do średniej krajowej – dodaje Piotr Kohut. Mówi, że niektórzy juhasi mają też własne owce, więc do tego dochodzi potem udział w zyskach. Ale trzeba pamiętać o tym, że to praca sezonowa. Na zimę trzeba sobie szukać innego zajęcia.
Praca na halach jest dobrą pracą dla kogoś, kto chce uciec od zgiełku miasta, kto kocha las, góry, kontakt z naturą. Natomiast sama miłość do zwierząt nie wystarczy. Kilka lat temu głośno było o młodym człowieku ze Szczyrku próbującym zostać bacą, u którego obrońcy zwierząt znaleźli kilkadziesiąt padłych owiec. Stado zaczęło chłopakowi chorować, sytuacja go przerosła, zaczął zaniedbywać zwierzęta. Owce zostały mu odebrane, a on sam został skazany za znęcanie się nad nimi. To jest naprawdę trudny kawałek chleba – przekonują górale.