Partnerzy serwisu:
Pasażerowie pojazdów komunikacji miejskiej w wielu polskich miastach już wkrótce mogą się bardzo zdziwić. Za kierownicami autobusów zastaną bowiem przybyszów z Indii, Nepalu, Filipin lub Bangladeszu.

Przedsiębiorstwa komunikacyjne rozpaczliwie poszukują nowych pracowników, bo rosyjska napaść na Ukrainę wyłączyła z pracy wielu obywateli tego państwa, dotąd zatrudnionych do prowadzenia pojazdów transportu publicznego. Dodatkowo, problemy związane z wysoką inflacją i rosnącymi cenami paliw oraz energii sprawiają, że polska gospodarka w przyspieszonym tempie dochodzi do sytuacji, w której zmuszona jest stawić czoła problemom znanym dotąd rozwiniętym społeczeństwom Zachodu.

Jeszcze w latach 90. XX wieku i na początku stulecia obecnego mierzyliśmy się z wysokim bezrobociem, ale teraz w wielu branżach rąk do pracy brakuje. W ostatnim czasie szczególnie boleśnie przekonują się o tym komunalne i prywatne przedsiębiorstwa transportowe odpowiedzialne za komunikację autobusową w miastach.

Do niedawna firmy te, działające na podstawie umów o świadczenie usług publicznych zawieranych z samorządami, musiały spełniać wyśrubowane kryteria dotyczące doświadczenia i umiejętności zatrudnianych kierowców: premiowana była dobra znajomość topografii miasta oraz biegłe posługiwanie się językiem polskim. Istotną rolę odgrywały też tzw. klauzule społeczne, narzucające przedsiębiorstwom zatrudnianie kierowców w oparciu jedynie o umowę o pracę.

Wygląda na to, że ogromne problemy firm transportowych z zapewnieniem odpowiedniej liczby pracowników sprawią, iż wymogi te zostaną rozluźnione, a masowe sprowadzanie do pracy osób z dość egzotycznych krajów stanie się faktem.

Brakuje kierowców, chociaż samorządy kuszą podwyżkami

Niedobór kierowców i szalejące ceny sprawiły, że warszawski ZTM zmuszony był do wprowadzenia powakacyjnego rozkładu jazdy etapowo, planując to działanie na wrzesień i październik. W porównaniu z lipcem i sierpniem, od września liczba autobusów na stołecznych ulicach zwiększyła się jedynie o 7 proc. (z 1300 do 1400), a i tak oznaczało to konieczność skierowania do ich obsługi niemal 300 kierowców. W celu uzupełniania braków, do prowadzenia pojazdów wykorzystywani są też instruktorzy i pracownicy nadzoru ruchu.

Zamożna Warszawa i tak jest w lepszej sytuacji niż inne duże polskie miasta. W Poznaniu kadrowe niedobory sprawiają, że autobusy głównych linii po rozpoczęciu roku szkolnego kursują tak, jak w wakacje – co 15 minut. Tamtejsze MPK ma 150 wakatów. Wakacyjny, ograniczony rozkład jazdy komunikacji miejskiej od września zmuszony był utrzymać Szczecin. Przywracanie normalnej oferty przewozowej opóźnił także Kraków. To miasto zmuszone było do zmniejszenia liczby autobusów na trasach o 25 pojazdów w porównaniu z wrześniem zeszłego roku. Aby przyciągnąć nowych pracowników, krakowskie MPK zapowiedziało podwyżki płac dla kierowców – 500 zł brutto więcej w październiku i kolejny wzrost wynagrodzeń w styczniu.

Problem z niedostateczną liczbą kierowców nie dotyczy wyłącznie firm komunalnych. Niedobór prowadzących pojazdy na krajowym rynku – również, jeżeli chodzi o przewozy dalekobieżne, transport towarów, dostawy w ramach sektora e-commerce – szacowany jest na 150 tys. osób. Organizatorzy komunikacji miejskiej wskazują też na problem, jakim jest „podkupywanie" kierowców przez firmy komercyjne. Jednocześnie w branżę uderza zjawisko tzw. luki pokoleniowej – młodzi nie garną się do tego zawodu, więc średni wiek zatrudnionych kierowców rośnie. Obecnie to ok. 50 lat.

Autobus w Krakowie, Toruniu i Wrocławiu poprowadzi kierowca z Azji?

Brak widoków na szybkie zakończenie wojny w Ukrainie sprawia, że sytuacja staje się dramatyczna a wiele przedsiębiorstw będzie musiało otworzyć się na zatrudnianie pracowników pochodzących z odległych stron. Przed tym wyzwaniem już kilka lat temu stanął m.in. rynek budowlany. Wskazywano wówczas, iż poza Ukrainą, obiecującymi kierunkami - jeśli chodzi o pozyskiwanie nowych pracowników - są także Białoruś, Mołdawia, Uzbekistan, Kosowo i Azerbejdżan.

Teraz, w obliczu rosyjskiej napaści na Ukrainę i wsparcia, jakiego agresorowi udziela reżim Aleksandra Łukaszenki, nadzieje pokłada się w kierunkach bardziej egzotycznych. Wykwalifikowanych pracowników dostarczyć mogą bowiem takie kraje, jak Indie, Bangladesz, Nepal a nawet Filipiny. O ile jednak obywatele tych państw – ze względu na doświadczenie pracy m.in. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, czy Katarze – są stosukowo atrakcyjną opcją pod względem przygotowania do pracy przy polskich projektach budowlanych, to pytanie, czy jest tak również w przypadku np. pracy w komunikacji miejskiej, pozostaje otwarte.

Póki co, odsetek zagranicznych pracowników z państw azjatyckich zatrudnianych w Polsce jest stosunkowo nieduży, choć stale rośnie. W 2021 r. aż 64,5 proc. zezwoleń na pracę zostało wydanych obywatelom Ukrainy, 6,9 proc. – pracownikom z Białorusi, a jedynie po 3 proc. przyznano pracownikom z Indii i Uzbekistanu, a 2,6 proc. - osobom pochodzącym z Filipin.

Co ciekawe, pierwsi kierowcy z odległego azjatyckiego kraju prowadzący autobusy komunikacji miejskiej zostali zatrudnieni w Polsce już w 2019 r. Rozwiązanie takie zastosowało poznańskie MPK. Sześciu obywateli Indii – zawodowych kierowców – zostało gruntownie doszkolonych, poznało topografię miasta i zdało wszelkie niezbędne egzaminy. Zostali zatrudnieni za pośrednictwem wyspecjalizowanej agencji pracy. I choć nie mówili po polsku (zostali wyposażeni w translatory głosowe), nie było to przeszkodą dla podjęcia przez nich trudnej i wymagającej pracy. Wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie inne polskie miasta pójdą śladem stolicy Wielkopolski.